Blog podróżniczy Sierra Nevada na snowboard

BLOG W TEMACIE

PODRÓŻE - ŻEGLARSTWO - KAITY - SURFING - JEDZENIE - WINO

SNOWBOARD Z PALMAMI TAPASAMI I MORZEM ŚRÓDZIEMNYM W TLE


Sierra Nevada


W tym regionie narciarskim jestem już kolejny raz. Najpierw w Pradollano, później w Grenadzie i ostatnio w Monachil, tuż obok Grenady. Jest to region niezwykły na pewno w skali Europejskiej ale i pewnie Światowej. Nie mówię tu o samych stokach narciarskich. Te są fajne ale patrząc z czysto narciarsko/snowboardowego punktu widzenia, są w Europie ośrodki na pewno większe i ciekawsze.
No może z wyjątkiem tego, że w pogodny dzień widać z góry morze śródziemne, a nawet brzeg Afryki.
(Fota poniżej - Morze Śródziemne)


Morze śródziemne widok z Sierra Nevada

To, co jest niezwykłe to fakt, iż z Pradollano, skąd wjeżdża się wyciągami na górę jest tak blisko do Grenady, gdzie rosną palmy i nawet w zimie pogoda jest raczej wiosenna. Taki sam (mniej więcej) dystans dzieli Grenadę od nadmorskiego kurortu Motrill, więc wszystko to jest w zasięgu kilkudziesięciu minut samochodem.


Będąc tam za pierwszym razem pod koniec marca lądowałem w Maladze gdzie temperatura wynosiła 23 stopnie. Po półtorej godziny jazdy samochodem do Granady temperatura spadła o kilka stopni, ale tylko dlatego że się ściemniło. Zaczynałem się zastanawiać czy w ogóle będzie śnieg. Jechaliśmy dalej w górę i w górę, ale nadal śniegu nie było widać. Jakieś 25 kilometrów od celu (tak wskazywała nawigacja) sytuacja nie zmieniła się i zacząłem się naprawdę niepokoić. Jakieś 15 km przed naszą destynacją stało się coś bardzo dziwnego. Pojawiła się ściana mgły i padającego śniegu. Przejście było tak nagłe, że aż surrealistyczne. Jakbyśmy przekroczyli bramę do innej krainy. Zaśnieżona droga sprawiała naprawdę sporo kłopotów, bo przecież nikt w Maladze nie oferuje wynajmu samochodu z zimowymi oponami. W żółwim tempie dotarliśmy do absolutnie zasypanego śniegiem Pradollano. Zaspy były wielkości stojącego człowieka a samochody widocznie zaparkowane wcześniej zasypane po dach. Wspaniale!


Rozładowaliśmy i rozlokowaliśmy się na kwaterach, przez tą mgłę nie widząc nic z okien.


A rano, kiedy mgła rozwiała się ,przywitał nas taki widok.



Mimo tego, co pisałem wcześniej, że nie jest to najlepszy ośrodek narciarski na świecie, Sierra Nevada jest absolutnie porządnym miejscem. Wielkościowo porównałbym go np. do Kaprun w Austrii. Nie da się, więc tego porównać do 3 dolin we Francji, Silveretty w Austrii czy Sella Rondy we Włoszech. W tych miejscach naprawdę można się zgubić i raczej w jeden dzień się tego nie ogarnie. Tutaj przy odrobinie zawziętości w jeden dzień przejeździ się większością tras. Natomiast wyróżniające jest słońce. Czasem naprawdę mocne. Należy mieć okulary lub gogle i mocne filtry. Ja nie lubię jeździć w goglach i za pierwszym razem po trzech dniach prawie wysiadły mi oczy. Łzawiły mocno, spuchły powieki. Mało brakowało a załatwiłbym sobie następne dni bez jazdy. Na szczęście okłady z herbaty i duża dawka ibupromu załatwiła sprawę. Niestety jedno popołudnie spędziłem w ciemnym pokoju – po prostu każde światło było bolesne. Później już gogle były obowiązkowe.



Opisując trasy, podzieliłbym ośrodek na trzy części. Najpierw głównymi dwoma gondolami (o ile nie wybierze się krzeseł odbijających w prawo) dociera się do centralnego punktu „Borreguiles” skąd rozchodzi się sporo krzeseł, ale większość właściwie na tym samym ogromnym zboczu. Wjeżdżając dalej jednymi ze środkowych krzeseł można potem trasą w bok przedostać się na drugą stronę góry właśnie od strony morza śródziemnego.




Bardzo lubię tę stronę, ale najlepiej jest, jeśli śnieg nie jest zmrożony a najlepiej świeży. Z dołu Jedne bardzo długie krzesła prowadzą na szczyt Velety (skąd właśnie widać morze) A drugie prowadzą z powrotem. Jak pisałem lubię tę stronę, bo dolna część stoków to istny labirynt i można wybierać wiele różnych tras. Są tu też naturalne skocznie i ścianki. Ogólnie przednia zabawa. Drugimi Krzesłami powrotnymi dociera się na sąsiedni szczyt, z którego można zjechać z powrotem do Borreguiles albo do trzeciej części kompleksu. To część, w której znajdują się dwa a właściwie trzy snowparki i halfpipe, ale też sporo fajnych tras.


Snowparki


Podczas moich pobytów ani razu nie udało mi się trafić na zrobiony halfpipe, ale za to snowparki były na medal. Pierwszy jest najwyżej i jakby dodatkową trasą najbardziej skrajną w lewo (patrząc z góry). Są tu 2 czasem 3 skocznie fajne i dość proste dobre do nauki. Dalej jest czasem quarterpipe a właściwie stroma skocznia przechodząca w quarter. Zaraz potem wyjeżdża się z powrotem na główną trasę. Dość spory kawałek niżej zaczyna się główny snowpark. Są 2 wielkie przeogromne skocznie, na które nawet patrzeć nie miałem odwagi i dalej pełno różnych poręczy boxów i małych skoczni. Pewnie rodzaj i ilość zmienia się co roku, ale na pewno jest w czym wybierać. No i na samym dole jest mini snowpark dla zupełnie początkujących bardzo płaskie boxy i podstawowe szersze poręcze, ale jak najbardziej warty przejechania. Podczas dwóch pobytów (więc wygląda, że bywa częściej) był AirPad czyli wielka plastikowa poducha do lądowania z jednej całkiem stromej ale nie ogromnej skoczni więc miło.


Jak pisałem wcześniej jeśli z samego dołu (z Pradollano) wybierze się jedyne krzesła to dotrze się własnie do tej części kompleksu.


(fota powyżej - pośrodku krzesła z samego dołu, po lewej na dole ledwo widoczne gondole, u góry halfpipe i po lewej u góry ogromne skocznie na drugim snowparku.)

Pradollano


Samo miasteczko Pradollano posadowione jest jakby na zboczu góry. Na samym dole znajduje się główny plac i stacje dolne dwóch gondoli. Dalej w dół nie da się iść, bo jest tam dolina o stromych stokach (plac od tej strony tworzy taras z barierką o przyjemnym widoku w dół). Dlatego z jakiegokolwiek miejsca w miasteczku by się nie szło w dół, zawsze się dojdzie się do tego głównego placu – prosta nawigacja. Do tego - co ciekawe - środkiem miasteczka w górę idą krzesła (wyciąg krzesełkowy), którym leniwce mogą dostać się w pobliże swej kwatery (zapewne jak większość kwater umiejscowionej w wyższej partii miejscowości) Nie jest to takie głupie rozwiązanie, ponieważ drogi w górę są miejscami strome i wiją się miejscami serpentyną. Narciarze w pełnym rynsztunku na pewno docenią to rozwiązanie. Jedyny szkopuł, że często na koniec dnia do tych krzeseł formuje się długa kolejka.


( ^ w dole po lewej główny plac )

W sezonie życie tu kwitnie jest dużo barów i restauracji. My często jedliśmy w Pizzeri Tito Luigi 2. Całkiem dobre pizze i inne dania. Natomiast zdecydowanie musze polecić lokal „Swell”. Pyszne bardzo różne jedzenie od świetnych burgerów po owoce morza. Ciężko o miejsce trzeba czekać lub rezerwować wcześniej.






Poniżej - mapa miasteczka Pradollano.




Autobusem z Pradollano można dojechać do Grenady Czytaj Dalej > > Grenada

WWW