pływanie z delfinami Madera

BLOG W TEMACIE

PODRÓŻE - ŻEGLARSTWO - KAITY - SURFING - JEDZENIE - WINO

NURKOWANIE Z DELFINAMI W OCEANIE

Madera - Funchal godzina 8.30
Wyruszyliśmy rano, meldując się w bazie nautycznej w centrum Funchal. Po opłaceniu odpowiedniej kwoty poczekaliśmy aż zbierze się nasza wielonarodowa grupa i odbyliśmy krótkie szkolenie – wprowadzenie w to, co będziemy robić i czego możemy się spodziewać podczas naszej wyprawy. Ogólnie naszym celem były delfiny i jeśli wszystko dobrze pójdzie to popływanie z nimi w oceanie. Jednym słowem szaleństwo i trochę nie chciało mi się wierzyć, że w ciągu zaledwie kilku godzin na wodzie nasi przewodnicy są w stanie znaleźć stado delfinów i jeszcze podpłynąć do nich blisko nie mówiąc o pływaniu z nimi w oceanie. Swego czasu miałem mocną zajawkę na nurkowanie i pływałem wielokrotnie różnymi jednostkami po morzu Czerwonym i Karaibach, jednak delfiny widziałem tylko raz czy dwa i to z daleka. Stąd mój sceptycyzm.



Po wstępie ruszyliśmy pieszo do portu. Po kolejnym krótkim szkoleniu, tym razem na temat bezpieczeństwa na łodzi i innych z tym związanych, załadowaliśmy się w trzy Zodiaki i ruszyliśmy na ocean. Zodiaki to takie szybkie łodzie z burtami jak w pontonach. Potrafią nieźle śmigać, wręcz ślizgając się momentami po wodzie.



Pogoda tego dnia bardzo dopisywała. Nie było prawie wiatru i praktycznie żadnej fali. Lekko pofałdowana woda wspaniale niosła nasze ślizgacze, które miarowo odbijały się od szczytów pofałdowań. Było to bardzo fajne i wcale nie męczące, mimo że zajęliśmy miejsca na dziobie a jak uprzedziła przewodniczka, na dziobie bardziej buja. Ciekawe jak by było przy większej fali? . W każdym razie płyniemy - jest bajkowo. Z wody oczywiście można obejrzeć maderę z innej perspektywy – widoki świetne. Raz płyniemy równo z lecącym tuż nad wodą stadem ptaków, raz rozmarzonym wzrokiem wpatrujemy się w bezkres oceanu, by za chwile obejrzeć się za siebie, podziwiając skaliste brzegi wyspy, zwieńczone jej zieloną i kolorową czupryną. No ale po kilku zatrzymaniach i wypatrywaniu głębin mój sceptycyzm nie zmalał. Zauważyłem jednak, że przewodniczka bardzo często kontaktuje się z kimś przez krótkofalówkę, jakby konsultowała kierunek poszukiwań. Co się okazało. Na punktach obserwacyjnych na wyspie rozmieszczeni są obserwatorzy z lornetkami i krótkofalówkami. Nieustannie przeczesują oni wzrokiem okoliczne wody i tropią oznaki stada. To właśnie z tego powodu procent „trafień” jest tak duży. Przekonaliśmy się już po niedługim czasie, kiedy zwalniając a następnie bardzo powoli dopływając do miejsca zatrzymania oznajmiono nam, że stado jest pod nami, tylko że zanurkowało właśnie.



Delfiny, musicie wiedzieć są w stanie zanurkować na ponad 300m a zawdzięczają to podobno specjalnemu składowi biochemicznemu wewnątrz płuc oraz specyficznej ich budowie (jakby składanej czy jakoś tak).
No to czekamy wpatrując się w głębie. Jeszcze delikatny manewr o kilkaset metrów i są!. I to bliziutko dosłownie kilkanaście metrów od nas. Najpierw widzimy co chwila wyłaniające się z wody płetwy a za chwile wśród okrzyków zachwytu kilka delfinów obok łodzi. Woda jest czyściutka i przejrzysta, widać je świetnie. To butlonosy. Atmosfera na łodziach jest pozytywnie podkręcona wszyscy z rozszerzonymi oczami oglądają te fascynujące stworzenia. Naprawdę zaczynam w to wierzyć, że popływam z delfinami w oceanie – niezły odjazd. Jednak nie dzieje się to jeszcze tym razem. Nie wiedzieć czemu po dłuższej chwili odpływamy. Przewodniczka wyjaśniła później, że zauważyła u delfinów jakieś nietypowe zachowania i zdenerwowanie. W takiej sytuacji nie pozostaje się dłużej przy stadzie, aby ich nie męczyć. W ogóle okazało się że jedna z przewodniczek jest biologiem i jednym z nadrzędnych rzeczy podczas takich wypraw jest bezpieczeństwo zarówno ludzi jak i delfinów. Szczerze mówiąc zaimponowało mi to, że narażając się na grymasy turystów trzymają się tych zasad i że nie jest to bezmyślne gonienie za zarobkiem.

Płyniemy dalej, mając chwilę na myślenie o tym co przed chwilą widzieliśmy. Dookoła woda nadal łagodnie faluje ale jest jakby trochę ciemniejsza. Ślizgacze pędzą jakbyśmy dokładnie wiedzieli gdzie płyniemy. I tak właśnie jest, po jakiś dziesięciu minutach zwalniamy i zaczynamy wolno krążyć. To co stało się za chwile było jednym z przeżyć, które będę pamiętał do końca życia.



Wokół nas pojawiło się stado Atlantyckich Delfinów plamistych. Przygotowaliśmy się do wejścia do wody, po cztery osoby na raz. Założyłem maskę i wślizgnąłem się w chłodną toń. To było nieziemskie delfiny pływały dosłownie wokół nas. Co one nie wyprawiały. Baraszkowały ze sobą, kręciły się w koło i wokół nas. To była po prostu zabawa. Wyrażnie widać było wesołków (pewnie dzieci) zaczepiających inne bardziej statyczne (pewnie rodziców czy starszych), które czasem dawały się wciągnąć w zabawę a czasem wyraźnym ruchem jakby ofukiwały dowcipnisia. Delfiny zaciekawione przyglądały się nam podpływały bliżej i zabijcie mnie ale naprawdę to widziałem - uśmiechały się. Poczułem wyraźną przyjazną więź z nimi. To nie było przyglądanie się to było uczestniczenie. Później kiedy ze śmiechem rozmawialiśmy z przewodniczkami powiedziały że jest to jedyny taki gatunek delfinów tak przyjazny i taki ciekawski i potrafiący nawiązać jakiegoś rodzaju chwilową więź z człowiekiem. Mówiły że czasem mają wrażenie że one prowadzą oglądanie delfinów a delfiny prowadzą własną wycieczkę – oglądanie ludzi :).


WWW